wtorek, 23 października 2012

Podcasty z audycji!!

Zapraszam do przesłuchania nagrań z audycji Muzyczny Eurotrip z ostatniego miesiąca. (17.09.2012-15.10.2012)

W audycjach tych można posłuchać między innymi o: Neue Deutsche Welle, Avant Art Festival, wytwórni Morr Music, Riot Factory i kolektywie muzyczno-krytycznym The Aunties. Enjoy! :):)

Audycja Muzyczny Eurotrip na Mixcloud 

Na przekór jesieni! Do cholery!

Chaos, chaos, jak w muzyce, tak i w życiu. To pewnie przełoży się na jakość tego wpisu, ale być może doda to uroku, a nie głupoty naszemu skromnemu blogowi.

Obiecywałam, że opowiem o internetowym szale, który tajemniczo nazwałam "Thom sent me here". Kim jest Thom? Baczni znawcy muzyki elektronicznej, którzy śledzą nowości pojawiające się w internecie na pewno, bezbłędnie są w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Thom Yorke, obecnie szaleniec muzyki elektronicznej, co miesiąc (albo dwa :) publikuje na stronie zespołu Radiohead listę utworów inspirujących go do działania. W tym miesiącu nawet mnie nie ominęła ta zacna informacja i było mi dane przesłuchać choć część muzycznego świata jednego z moich największych idoli. I co? I Alleluja! Dobre wybory naprawdę (chociaż mi krytyka Thoma jeszcze nigdy nie wyszła). Co rzuca się w oczy, gdy przeglądacie kolejne linki z utworami? Ludzie jak oszaleli wpisują w komentarzach "Thom sent me here". Jak widać staje się on całkiem niezłym guru-dzikie-elektro. Bądź, co bądź, mnie to rozbawiło, a nawet jeden kawałek wgryzł się na stałe w moją szarą rzeczywistość.


Dan Snaith znany oczywiście najbardziej za projekt Caribou, od roku 2011 działa pod nowym pseudonimem Daphni. Utwór Ye Ye jest przykładem, że pomimo swojego już dojrzałego wieku (jak na producenta muzyki elektronicznej) Dan cały czas się rozwija i potrafi nie tylko zrezygnować z pseudonimu, ale również z konwencji. Jak dla mnie strzał w dziesiątkę. Oczywiście słychać jeszcze gdzie, nie gdzie styl z setów granych, jako Caribou, ale ja (jak większość ludzi) mam słabość do rzeczy dobrze mi osłuchanych.

Utwór ten ukazał się na winylu wraz z kawałkiem z najnowszej płyty Four Teta - Pink, która swoją drogą jest naprawdę dobra. Four Tet to dla mnie prawdziwy geniusz elektroniki. Płytka momentami jest bardzo mocno house'owa, by za moment zwolnić i zabrać nas w chill'outową podróż z syntezatorami. Ja się przy niej bawię świetnie, więc polecam każdemu. BTW utwór, który znalazł się na winylu z naszym czołowym Ye Ye, to właśnie: Pinnacles (jeden z moich krążkowych ulubieńców ;)).



Jak od Thoma Yorke'a zaczęliśmy, to na nim skończymy. Kolejnym jego tajemniczym projektem (ile razy wiele z nas zastanawiało się czy bit/set grany w danym kawałku, nie pochodzi od tego wariata!) jest Atoms For Peace. Niby istnieje już od 2009 roku, ale dopiero teraz oficjalnie ukazał się singiel Default. Skład zespołu to: oczywiście - Thom Yorke, basista Red Hot Chili Peppers - Flea, producent Radiohead - Nigel Godrich oraz Joey Waronker  i Mauro Refosc. Historia zespołu zaczęła się od trasy koncertowej promującej solową płytę Thoma - The Eraser, kiedy to właśnie muzycy mieli okazję razem występować. W tym czasie też, powstały kawałki, które mają znaleźć się na pierwszej ich płycie. Premiera zapowiadana jest na początek roku 2013. Ja zacieram łapki. Słychać że będą się obracali pomiędzy późnym brzmieniem Radiohead (The King of Limbs), a specyfiką solowego projektu Yorke'a (The Eraser). Nie ma się co dziwić, skoro spotkali się przy okazji tego wydawnictwa. Pozostaje czekać.

Dzisiaj jeszcze pojawią się na blogu podcasty z audycji Muzyczny Eurotrip z ubiegłego miesiąca, dlatego też tak krótko dzisiaj.

......ale jak zwykle w głowie mam więcej :>



sobota, 13 października 2012

Chodzi mi po głowie

Dzisiaj z przerażeniem stwierdziłam że nasz blog umiera :(! Najgorsze, że nie śmiercią naturalną. W ogromnym stopniu, to ja przyczyniłam się do wbicia sztyletu prosto w jego internetowe serduszko. Tak być nie może!

Dzisiaj szybko, bo szybko, mało, bo mało, ale w celu szybkiej resuscytacji opiszę w kilku zdaniach to co chodzi mi po głowie od kilku miesięcy.

Ostatnio uwierzcie mi rozpoczęłam intensywne porządkowanie życia. Znalazłam pracę, zapisałam się na Jogę (tak serio!) i nawet UWAGA UWAGA - wyprałam wykładzinę, która pokryła się grubą warstwą czerwonego włosia (wylinka letnia). Dlatego też będąc konsekwentną zabieram się za porządkowanie moich muzycznych odkryć z ostatnich miesięcy.

Najsilniejszym bodźcem do muzycznych zwierzeń był ten oto singiel:




 Natrafiłam na niego parę miesięcy temu i żywo się zainteresowałam, bo muszę przyznać, że swojego czasu byłam opętana rockiem eksperymentalnym zespołu Clinic. Szczególnie bawiła mnie ich rytmika i zabawy dźwiękami. Ciepło robi mi się na sercu, gdy słyszę specyfikę ich poszczególnych melodii. I w tym przypadku tak było. Miss You zapowiada nowy album, który ma się ukazać w listopadzie. Chłopaki mieli sporą przerwę, ale na moje ucho dużo się nie zmieniło. Nie chwalmy jednak dnia przed zachodem słońca. Ja na pewno sięgnę po tą płytę z ogromną radością. Krasomówcą, jak widzicie nie jestem, ale może nawet pokuszę się o krótką recenzję. Na razie pozostaje nam czekać.

Jedno z moich przeoczeń tegorocznych to nowy album Julki, a dokładnie Julii Holter, pisarki, wokalistki i multiinstrumentalistki z Los Angeles (trochę nie europejsko, ale kij z tym!). Album nosi tytuł: Ekstasis i pojawił się w tym roku dwa dni przed moimi urodzinami (może, więc jest to przyczyna mojego przeoczenia ;)). Piękne dźwięki do prawdziwego odkrywania kawałek po kawałku. Z pozoru krążek może wydawać się prosty, ale nie ulegajcie złudzeniu. Ja rokuję ambitną przyszłość tej dziewczynie, szczególnie, że za niedługo ma ukazać się jej trzecia płyta.



Niemiecka Nowa Fala w muzyce. Jak dla mnie już nie tak ciekawa jak francuska, bardziej popowa, niż punkowa. Oczywiście nie mogę odbierać tutaj honorów mojemu ulubieńcowi Falco, ale mimo wszystko wolę w tym okresie Francje, gdzie zespoły tworzyły tak, jakby ich członkowie chorowali na schizofrenię (krótko i najdziwniej jak potrafiły). W Niemczech jednak w moje oczy rzucił się również jeden całkiem przyzwoity świr, o źle brzmiącej godności: Holger Hiller. Jego twórczość brzmi już jednak dużo lepiej (przynajmniej dla mnie).


Jako jeden z pierwszych artystów w Europie używał do tworzenia muzyki Samplera. Ogólnie to wydaje mi się, że dla niego wszystko mogłoby być instrumentem, nawet szczoteczka do zębów (nie wiem skąd ten przykład). Widać to w świetnym klipie do utworu "Ohi Ho Bang Bang", który wykonywał wraz z Karlem Bonnie'm.


Jak na tamte czasy klip ten prezentuje się wybitnie. Holger to tajemniczy artysta, o którym nie wiadomo zbyt wiele. Ze źródeł internetowych wiem jednak, że tworzy do tej pory. W 2000 roku ukazał się nawet jego album długogrający, ale dostać coś takiego w swoje łapki to ogromna sztuka.

Tym eksperymentalnym wyznaniem kończę szybki przegląd na dziś. Postaram się w najbliższym czasie uzupełnić playlistę blogową o kilka pereł, bo jest tego oczywiście dużo, dużo więcej :).