sobota, 13 października 2012

Chodzi mi po głowie

Dzisiaj z przerażeniem stwierdziłam że nasz blog umiera :(! Najgorsze, że nie śmiercią naturalną. W ogromnym stopniu, to ja przyczyniłam się do wbicia sztyletu prosto w jego internetowe serduszko. Tak być nie może!

Dzisiaj szybko, bo szybko, mało, bo mało, ale w celu szybkiej resuscytacji opiszę w kilku zdaniach to co chodzi mi po głowie od kilku miesięcy.

Ostatnio uwierzcie mi rozpoczęłam intensywne porządkowanie życia. Znalazłam pracę, zapisałam się na Jogę (tak serio!) i nawet UWAGA UWAGA - wyprałam wykładzinę, która pokryła się grubą warstwą czerwonego włosia (wylinka letnia). Dlatego też będąc konsekwentną zabieram się za porządkowanie moich muzycznych odkryć z ostatnich miesięcy.

Najsilniejszym bodźcem do muzycznych zwierzeń był ten oto singiel:




 Natrafiłam na niego parę miesięcy temu i żywo się zainteresowałam, bo muszę przyznać, że swojego czasu byłam opętana rockiem eksperymentalnym zespołu Clinic. Szczególnie bawiła mnie ich rytmika i zabawy dźwiękami. Ciepło robi mi się na sercu, gdy słyszę specyfikę ich poszczególnych melodii. I w tym przypadku tak było. Miss You zapowiada nowy album, który ma się ukazać w listopadzie. Chłopaki mieli sporą przerwę, ale na moje ucho dużo się nie zmieniło. Nie chwalmy jednak dnia przed zachodem słońca. Ja na pewno sięgnę po tą płytę z ogromną radością. Krasomówcą, jak widzicie nie jestem, ale może nawet pokuszę się o krótką recenzję. Na razie pozostaje nam czekać.

Jedno z moich przeoczeń tegorocznych to nowy album Julki, a dokładnie Julii Holter, pisarki, wokalistki i multiinstrumentalistki z Los Angeles (trochę nie europejsko, ale kij z tym!). Album nosi tytuł: Ekstasis i pojawił się w tym roku dwa dni przed moimi urodzinami (może, więc jest to przyczyna mojego przeoczenia ;)). Piękne dźwięki do prawdziwego odkrywania kawałek po kawałku. Z pozoru krążek może wydawać się prosty, ale nie ulegajcie złudzeniu. Ja rokuję ambitną przyszłość tej dziewczynie, szczególnie, że za niedługo ma ukazać się jej trzecia płyta.



Niemiecka Nowa Fala w muzyce. Jak dla mnie już nie tak ciekawa jak francuska, bardziej popowa, niż punkowa. Oczywiście nie mogę odbierać tutaj honorów mojemu ulubieńcowi Falco, ale mimo wszystko wolę w tym okresie Francje, gdzie zespoły tworzyły tak, jakby ich członkowie chorowali na schizofrenię (krótko i najdziwniej jak potrafiły). W Niemczech jednak w moje oczy rzucił się również jeden całkiem przyzwoity świr, o źle brzmiącej godności: Holger Hiller. Jego twórczość brzmi już jednak dużo lepiej (przynajmniej dla mnie).


Jako jeden z pierwszych artystów w Europie używał do tworzenia muzyki Samplera. Ogólnie to wydaje mi się, że dla niego wszystko mogłoby być instrumentem, nawet szczoteczka do zębów (nie wiem skąd ten przykład). Widać to w świetnym klipie do utworu "Ohi Ho Bang Bang", który wykonywał wraz z Karlem Bonnie'm.


Jak na tamte czasy klip ten prezentuje się wybitnie. Holger to tajemniczy artysta, o którym nie wiadomo zbyt wiele. Ze źródeł internetowych wiem jednak, że tworzy do tej pory. W 2000 roku ukazał się nawet jego album długogrający, ale dostać coś takiego w swoje łapki to ogromna sztuka.

Tym eksperymentalnym wyznaniem kończę szybki przegląd na dziś. Postaram się w najbliższym czasie uzupełnić playlistę blogową o kilka pereł, bo jest tego oczywiście dużo, dużo więcej :).

1 komentarz:

  1. Za niedługo napiszę o YouTube'owym zjawisku "Thom sent me here" :)

    OdpowiedzUsuń