piątek, 2 listopada 2012

SAMSARA - podróż z obrazem i muzyką

Natłok postów niesamowity, ale postanowiłam napisać póki jeszcze w głowie tlą mi się obrazy po filmie "Samsara" w reżyserii Ron'a Fricke'go. Temat ten wiąże się poniekąd z naszą audycją (29.10.2012), w której to opowiadałyśmy o ścieżkach dźwiękowych do wybranych przez nas filmów. Między innymi pojawiła się muzyka z "Wyśnionych miłości" Xaviera Dolana.


Film ten pierwszy raz widziałam równo dwa lata temu i dlatego każda dżdżysta jesień przypomina mi jego klimat. Oczywiście elementem nieodłącznym jest muzyka, która jak dla mnie zagrała tam jedną z głównych ról.(przed przeczytaniem następnego zdania zapoznaj się z treścią filmu :P - taki to mój blogerowy reżim)
Utwór "Bang, bang" Dalidy, który był muzycznym motywem przewodnim filmu, zawsze będzie mi przypominał o słodkich piankach spadających na głowę przerośniętego kupidyna.


Cieszy również fakt, że Xavier Dolan pomimo swojego młodego wieku (mój rówieśnik ha!) chętnie sięga po niedocenioną obecnie piosenkę francuską z lat 20 i 30. Ma niesamowitą zdolność łączenia współczesnych obrazów/problemów/muzyki z dawnymi elementami kultury popularnej. Ale o tym więcej będzie można posłuchać w nagraniu z audycji, które już niebawem się pojawi.

Oczywiście rozwodzę się nad tym, co nie trzeba....

"Samsara" film kręcony ponad 5 lat w 25 krajach. Zdjęcia wykonywane były na ekstra cienkiej taśmie filmowej, sprzętem kosmicznym (jak dla mnie). Film bez słów. Muzyka to główna bohaterka, która dyskutuje z obrazem i oddawaje zamysł twórczy.


Film interpretować można różnorako. Wychodząc jednak od słowa "Samsara", które oznacza nieustające koło życia, można obserwować, jak człowiek od produktu natury, sam stał się twórcą. Poczynając od pięknych birmańskich świątyń, piramid i wersalskich pałaców, przechodząc po religie i ideologie, kończąc na seks lalkach, których twarze wyglądają, jak u sześcioletniego dziecka. Zderzenie piękna ludzkiego umysłu, z tym, co przynosi nam współczesna gospodarka i rynek, jest bolesne. Jako współcześni ludzie, konsumenci dóbr, żądający coraz to niższych cen, sami ścigani bezrobociem i inflacją, stajemy się niewolnikami rynku. Chcąc, czy nie chcąc dokładamy cegiełkę do procesów/zdarzeń, które ukazane nam w formie obrazów i dźwięku przerażają. Po seansie wyszłam z ciężkim sercem. Motyw społeczny nie był jednak dominujący. Na filmie zobaczymy również przepiękne krajobrazy, które mogą zainspirować do odkrywania miejsc zapomnianych na mapie świata. A istnieją jeszcze takie, czego dowodzi właśnie ta produkcja.


Wracając do muzyki. Została ona stworzona przez Michael'a Stearns'a, Lise Gerrard oraz Marcello De Francisci. Jak dla mnie była idealnym dopełnieniem obrazu. Tam gdzie serce powinno bić mocniej to zabiło, przy czym nie była ona w żaden sposób uporczywa. Była cierpliwą towarzyszką, która bardzo subtelnie poruszała emocje.

Moją uwagę zwrócił jeden kawałek, z którym to już miałam okazję się wcześniej stykać, a nie jest (o dziwo!) wymieniony w oficjalnej ścieżce dźwiękowej.


Ayub Ogada - Kothbiro. To miłe odnaleźć w ścieżce dźwiękowej do nowego filmu utwór, który kiedyś  podkreślał nasze osobiste przeżycia. Ja, Ayub'a Ogada'a, kenijskiego muzyka, poznałam dzięki audycji Marcina Kydryńskiego w Trójce. Później utwór Kothbiro znalazł się na trzeciej z cyklu płyt "Siesta", którą przypadkowo kupiłam swojemu ojczymowi, jako prezent na Boże Narodzenie. To zaskakujące, jak niektóre piosenki nie chcą się z nami rozstać :). Utwór ten jest chyba jedynym w tym filmie nie skomponowanym przez wspomnianą przeze mnie wcześniej trójcę. Według mnie to właśnie on najmocniej i najszczerzej przedstawia tęsknotę człowieka za ideą wolności.

Pozostawiam Was z przemyśleniami, jednocześnie polecając film "Samsara", który mimo iż pokazuje ogromne błędy ludzkiej natury, zatacza krąg i daje szansę na zmianę dla każdego z nas :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz