niedziela, 12 sierpnia 2012







Nowa Fala – pojęcie to było dla mnie mgliste, podobnie jak twórczość, która w tym okresie powstawała. Do pewnego czasu żyłam sobie w błogiej nieświadomości i spokoju, nie wgłębiając się w niepotrzebne szczegóły. Jednak musiał nastąpić przełom. Jak to w życiu bywa – zawsze dopada nas to, od czego uciekamy.

Wyjechałam do Austrii, a tam we wszelkich stacjach radiowych nadal z ogromnym sentymentem króluje big beat i wyraźny głos Hans’a Hölzl’a. Osłuchałam się i dziwiłam, że nie dawno jeszcze punkowe gusta muzyczne zwracają się w stronę popu z lat 90.
Walczyłam jednak dzielnie z moją dziwną fascynacją dopóki nie spotkałam ludzi, równie zafascynowanych twórczością austryjackiego muzyka, który jeżeli jeszcze się nie zorientowaliście nosił pseudonim Falco (od skoczka narciarskiego  = taaak Hans nie stronił od wszelakich używek ;))
Oczywiście większość przygód z tym muzykiem rozpoczyna się od przeboju Rock Me Amadeus, który nawiązuje do młodości Hansa. Rozpoczynał on bowiem swoje muzyczne doświadczenia od typowych klasyków, nawet od swoich nauczycieli otrzymał pseudonim Mały Mozart. 

Falco - Rock Me Amadeus 

Jak widać i słychać z muzyki klasycznej mało mu pozostało, jednak perfekcjonizm  do końca wybrzmiewa nawet w jego końcowym muzycznym „zboczeniu” (choć sprawniejsi badacze jego muzyki twierdzą, że jest to wiśnia na torcie jego twórczości) Mutter, der Man mit dem Koks ist da. Ja przyzwyczajona do lekkich stylizacji elektronicznych z wykorzystaniem instrumentów klawiszowych, byłam zszokowana tą ostrą muzyką techno. Zwaliłam to jednak na stan mentalny Falco, który już wtedy był w nie najlepszej formie.

Po zgłębieniu twórczości austryjackiego nowo falisty, porzuciłam ten okres na rzecz współczesnych multiinstrumentalistów. Oczywiście czas spokoju nie trwał długo. Dzień chylił się ku końcowi. Zmęczona całodniowym biegiem włączyłam swoją ulubioną stację radiową BBC Radio 6. I usłyszałam! Moje neurony rozpoczęły dziki pląs, a ja siedziałam urzeczona. Sprawdzam zespół, sprawdzam kraj, sprawdzam wszystko!
Utwór nazywa się Wordy Rappinghood i jest wykonywany przez zespół Tom Tom Club!! I tak naprawdę od tego miejsca mogę mówić dopiero o mojej czystej fascynacji Nową Falą w muzyce.
 Tom Tom Club - Wordy Rappinghood



Wcześniej, gdy przysłuchiwałam się twórczości Talking Heads mówiłam (o zgroozoo!), nuda, ściemnianie i bajurzenie! Na chwilę obecną wstydzę się siebie i cieszę się, że można przez całe życie dojrzewać muzycznie. Każdy ma prawo do błędów! Ale muszę przyznać, że David Bowie, ani właśnie Talking Heads, nawet Falco, nie przekonali mnie wystarczająco mocno. Dopiero wyliczankowo-mówiony utwór Wordy Rappinghood ujął mnie za serce. 
Najśmieszniejsza, jest historia powstania utworu, którą zamieszczam poniżej. Chris Frantz oraz Tina Weymouth, którzy swoją drogą byli członkami Talking Heads, nie mieli zielonego pojęcia co robią. Jak widać i słychać dobra improwizacja nie jest zła.




Moja ulubioną płytą nie jest jednak debiutancka Tom Tom Club, gdzie znajduje się singiel Wordy Rappinghood, a  Boom Boom Chi Boom Boom. (Oczywiście zastrzegam sobie możliwość nagłej zmiany ;)).  Poniżej utwór Shock the world z tego właśnie krążka.

Tom Tom Club - Shock the World



Na omawianie amerykańskich zespołów nowej fali przyjdzie jeszcze, mam nadzieję czas. Ja przyjmując na siebie obowiązek odkrywania typowo europejskiej muzyki, rozpoczynam cykl omawiania zespołów nowej fali z każdego zakątka starego kontynentu. 

Rozpoczęłam od Francji, gdzie przyznaję lubię się zapuszczać, ponieważ wiele zespołów mnie tam zaskakuje. Są niejednorodne gatunkowo dodatkowo język, który w porównaniu na przykład do węgierskiego, jest milszy dla moich uszu.  Oczywiście pozbędę się za niedługo moich uprzedzeń językowych i dotrę, mam nadzieję również do Węgier w ramach moich poszukiwań (jak na razie spokojnie się rozpędzam). 
Nowa Fala – to określenie było na początku używane wobec zespołów, które wprowadzały wszelakie udziwnienia do muzyki punkowej. Później jednak przesyt na rynku muzyki, nie tylko rockowej, ale i popowej wymusił fuzję wszelakich gatunków. Dlatego też powstawało wiele zespołów rockowych, które odważniej sięgały w stronę syntezatorów, przez co stawały się, można stwierdzić bardziej popowe. Choć trzeba podkreślić fakt, że to właśnie w tym okresie granice zaczęły się mocno zacierać i wtedy rozpoczęła się ta  masowa migracja dźwięków pomiędzy gatunkami, która teraz inspiruje twórców szeroko pojętej muzyki alternatywnej.
Zespołu punkowie, więc mimo udziwnień pozostały post - punkowymi, a te dziwaczne odłamy muzyki elektro-pop do tej pory nazywa się nową falą. 

Mój przegląd francuski, chciałam jednak rozpocząć tradycyjnie od muzyki post punk. 




Zespół Guilty Razors - wybrałam ich spośród masy innych typowo francuskich punkowych grup, które grają świetną muzykę. Uchwycili mnie za serce swoim I don’t wanna be a rich. Przypomniały mi się dzięki temu moje własne idee z młodości, między innymi właśnie to, że nie chcę być bogata (nawet bym chyba nie zdołała). Nagrali tylko jeden album o tej samej nazwie:  I don't wanna be a rich w roku 1978 roku. Niedługo rozpadli się, wokalista rozpoczął karierę solową już się nie wydzierając. Pozostali członkowie również wybrali bardziej popową ścieżkę tworząc zespół Bandolero, który wykonywał dosyć znany hit francuski Paris Latino. Przy okazji gorąco polecam stronę internetową poświęconą francuskiej muzyce punk nowej fali: http://www.francomix.com/article-French_Punk_New_Wave_1975_1985-39.html




Czołową postacią francuskiej nowej fali jest Lizzy Mercier Descloux, która przyczyniła się swoimi działaniami do rewolucji muzycznej we Francji, głównie pisarsko, ponieważ współtworzyła czołowy francuski magazyn Rock News.  
Na jej muzyczną twórczość musiała mocno wpłynąć przeprowadzka do Nowego Jorku w roku 1978, gdzie nawiązała wiele znajomości w świecie muzyki. To poskutkowało utworzeniem projektu Rosa Yemen i nagraniem mini-albumu. W tym projekcie jej twórczość odznacza się jeszcze znamieniem muzyki punk i psychodeli lat 60. 







W późniejszych solowych projektach Lizzy, zwraca się w kierunku funkowych i afrykańskich brzmień, przez co jej muzyka przestaje być taka surowa. Artystka przez większość swojego życia inspirowała się kulturą Afryki, często również odwiedzała ten kontynent podczas tras koncertowych.
W późniejszych latach życia porzuciła muzykowanie, zajęła się pisaniem poezji oraz malarstwem. Zmarła w 2003 roku na Korsyce, po długiej walce z nowotworem. 



Synth-wave to gatunek nowej fali, na który bacznie powinni zwrócić uwagę wszyscy wielbiciele współczesnej muzyki elektronicznej.
Przedstawiam Państwu Ruth, francuski zespół synth- wave. Zbyt dużo o nim nie wiadomo. Nazwa przywodzi na myśl, chrześcijańskie zespoły rockowe, a nie dzikość syntezatorów. Zespół ten począwszy od nazwy wywoływał u mnie zaskoczenie. Jednak największe moje zdziwienie wzbudził fakt, że wydali oni tylko jeden krążek: Polaroid-Roman-Photo i od roku 1985 panuje cisza w ich biografii. Szkoda, ja mam niedosyt ich połamanych dźwięków. Może kiedyś łaskawy czytelnik tego bloga, znający francuski oświeci mnie w szerszej historii tej grupy. Jeżeli taki się znajdzie to zapraszam do kontaktu.








Przedstawiam również….. Mathématiques Modernes. Kolejna synth – wave’owa perła. Edwidge Belmore symbol paryskiego stylu i ważna osoba towarzyska lat 80 kochająca muzykę punk, plus Claude Arto syntezatorowy artysta. To oni byli energią zespołu. Jedna płyta na koncie, a aż dwie kompilacje koncertowe.





Jacno – muzyk z historią „łajzy”. Dlaczego? Przed wystartowaniem solowej kariery stworzył jeden z pierwszych francuskich zespołów punkowych  The Stinky Toys. Następnie wraz z wokalistką utworzył popowy zespół  Elli et Jacno, po czym to dopiero nagrał albumy solowe, które brzmią bardzo synth-popowo.
Jego utwór Rectangle, został wykorzystany przez Gigi D’Agostino to stworzenia wielkiego przeboju La Passion.
Ja zdecydowanie wolę wersję Jacno ;).


Taxi Girl – zespół, stylistyki New Romantic – czerwono, czarne ubrania, mrok, smutek oraz minimalistyczne wykorzystanie syntezatora. Wydali 5 mini albumów i jeden długogrający - Seppuku. Można przeczytać, że ich twórczość jest energią muzyki The Stooges zmiksowaną z przyszłościowymi brzmieniami zespołu Kraftwerk.  Jak większość francuskich zespołów nowej fali rozpadli się aby stworzyć osobne projekty. 



Electric Callas – grupa z Lyonu. Kolejna z tych, o których informacji jest tyle, co kot napłakał. Zwrócili moją uwagę dzięki utworowi: So Chic. Tak nazywa się również ich pierwszy z dwóch albumów. Utwór ten w przeciwieństwie do innych takich jak: Kill me two times, jest bardziej popowy niż punkowy, co mnie akurat do nich przekonało. 


Kolejna kobietka w świecie francuskiej nowej fali to: Nini Raviolette.
Gdzieś przeczytałam, że prezentuje ona swoim głosem przedziwny seksowny-minimalizm. Zgadzam się z tym bezsprzecznie. Nie potrzeba wielu brzmień, aby zatracić się w muzyce. Prosty synth-pop z surowym wokalem – czysta psychodela.  





Na zakończenie podróży w czasie i przestrzeni proponuję piękny męski wokal – zespół Orchestre Rouge, który reprezentuje odłam (jeżeli można to tak nazwać) cold wave.
Wokalista obdarzony obłędnym głosem nazywa się Theo Hakola i przybył do Paryża z Ameryki. Pisał społecznie zaangażowane teksty o mrocznym charakterze, który był podkreślany przez  jego emocjonalny wokal. Oczywiście, jak to w świecie nowej fali, zespół długo nie potworzył. Rozpadli się w roku 1984 po 6 latach wspólnej pracy, nagrywając dwa albumy.  



Nowa Fala we Francji to nie tylko kino Godarda, ale również wysyp przeróżnych grup muzycznych, które niestety przemijały tak szybko, jak się pojawiały. Muzyka była wtedy bardzo intensywna, jak można się domyśleć praca nad albumami również. To właśnie musiało powodować szybkie zmęczenie materiału i konieczność ciągłej zmiany otoczenia muzycznego. Szkoda tylko, że zespoły francuskie z tego okresu giną w natłoku współczesnych twórców, nie odkrywane przez nikogo na nowo. Myślę, że warto czasami zagłębić się w ten okres, który przyniósł ogromną rewolucję. Jej owoce możemy obecnie przesłuchiwać we współczesnej muzyce. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz