Nowa Fala – pojęcie to było dla mnie mgliste, podobnie jak twórczość,
która w tym okresie powstawała. Do pewnego czasu żyłam sobie w błogiej
nieświadomości i spokoju, nie wgłębiając się w niepotrzebne szczegóły. Jednak
musiał nastąpić przełom. Jak to w życiu bywa – zawsze dopada nas to, od czego
uciekamy.
Wyjechałam do Austrii, a tam we wszelkich stacjach radiowych
nadal z ogromnym sentymentem króluje big beat i wyraźny głos Hans’a Hölzl’a. Osłuchałam się i dziwiłam, że nie
dawno jeszcze punkowe gusta muzyczne zwracają się w stronę popu z lat 90.
Walczyłam jednak
dzielnie z moją dziwną fascynacją dopóki nie spotkałam ludzi, równie
zafascynowanych twórczością austryjackiego muzyka, który jeżeli jeszcze się nie
zorientowaliście nosił pseudonim Falco (od skoczka narciarskiego = taaak Hans nie stronił od wszelakich używek
;))
Oczywiście większość
przygód z tym muzykiem rozpoczyna się od przeboju Rock Me Amadeus, który nawiązuje do
młodości Hansa. Rozpoczynał on bowiem swoje muzyczne doświadczenia od typowych
klasyków, nawet od swoich nauczycieli otrzymał pseudonim Mały Mozart.
Falco - Rock Me Amadeus
Jak widać i słychać z muzyki
klasycznej mało mu pozostało, jednak perfekcjonizm do końca wybrzmiewa
nawet w jego końcowym muzycznym „zboczeniu” (choć sprawniejsi badacze jego
muzyki twierdzą, że jest to wiśnia na torcie jego twórczości) Mutter, der Man mit dem Koks ist da. Ja przyzwyczajona do lekkich
stylizacji elektronicznych z wykorzystaniem instrumentów klawiszowych, byłam
zszokowana tą ostrą muzyką techno. Zwaliłam to jednak na stan mentalny Falco,
który już wtedy był w nie najlepszej formie.
Po zgłębieniu
twórczości austryjackiego nowo falisty, porzuciłam ten okres na rzecz
współczesnych multiinstrumentalistów. Oczywiście czas spokoju nie trwał długo.
Dzień chylił się ku końcowi. Zmęczona całodniowym biegiem włączyłam swoją
ulubioną stację radiową BBC Radio 6. I usłyszałam! Moje neurony rozpoczęły
dziki pląs, a ja siedziałam urzeczona. Sprawdzam zespół, sprawdzam kraj,
sprawdzam wszystko!
Utwór nazywa się Wordy Rappinghood i jest
wykonywany przez zespół Tom Tom Club!! I tak naprawdę od tego miejsca mogę
mówić dopiero o mojej czystej fascynacji Nową Falą w muzyce.
Tom Tom Club - Wordy Rappinghood
Wcześniej, gdy przysłuchiwałam się twórczości Talking Heads
mówiłam (o zgroozoo!), nuda, ściemnianie i bajurzenie! Na chwilę obecną wstydzę
się siebie i cieszę się, że można przez całe życie dojrzewać muzycznie. Każdy
ma prawo do błędów! Ale muszę przyznać, że David Bowie, ani właśnie Talking Heads,
nawet Falco, nie przekonali mnie wystarczająco mocno. Dopiero wyliczankowo-mówiony
utwór Wordy Rappinghood ujął mnie za serce.
Najśmieszniejsza, jest historia powstania utworu, którą zamieszczam
poniżej. Chris Frantz oraz Tina Weymouth, którzy swoją drogą byli członkami
Talking Heads, nie mieli zielonego pojęcia co robią. Jak widać i słychać dobra
improwizacja nie jest zła.
Moja ulubioną płytą nie jest jednak debiutancka Tom Tom Club,
gdzie znajduje się singiel Wordy Rappinghood, a Boom Boom Chi Boom Boom. (Oczywiście
zastrzegam sobie możliwość nagłej zmiany ;)). Poniżej utwór Shock the world z tego właśnie krążka.
Tom Tom Club - Shock the World
Na omawianie
amerykańskich zespołów nowej fali przyjdzie jeszcze, mam nadzieję czas. Ja
przyjmując na siebie obowiązek odkrywania typowo europejskiej muzyki, rozpoczynam cykl omawiania zespołów nowej fali z każdego zakątka starego
kontynentu.
Rozpoczęłam od
Francji, gdzie przyznaję lubię się zapuszczać, ponieważ wiele zespołów mnie tam
zaskakuje. Są niejednorodne gatunkowo dodatkowo język, który w porównaniu na
przykład do węgierskiego, jest milszy dla moich uszu. Oczywiście pozbędę się za niedługo moich
uprzedzeń językowych i dotrę, mam nadzieję również do Węgier w ramach moich
poszukiwań (jak na razie spokojnie się rozpędzam).
Nowa Fala – to określenie
było na początku używane wobec zespołów, które wprowadzały wszelakie udziwnienia
do muzyki punkowej. Później jednak przesyt na rynku muzyki, nie tylko rockowej,
ale i popowej wymusił fuzję wszelakich gatunków. Dlatego też powstawało wiele
zespołów rockowych, które odważniej sięgały w stronę syntezatorów, przez co
stawały się, można stwierdzić bardziej popowe. Choć trzeba podkreślić fakt, że to
właśnie w tym okresie granice zaczęły się mocno zacierać i wtedy rozpoczęła się
ta masowa migracja dźwięków pomiędzy gatunkami,
która teraz inspiruje twórców szeroko pojętej muzyki alternatywnej.
Zespołu punkowie,
więc mimo udziwnień pozostały post - punkowymi, a te dziwaczne odłamy muzyki
elektro-pop do tej pory nazywa się nową falą.
Mój przegląd
francuski, chciałam jednak rozpocząć tradycyjnie od muzyki post punk.
Zespół Guilty Razors
- wybrałam ich spośród masy innych typowo francuskich punkowych grup, które
grają świetną muzykę. Uchwycili mnie za serce swoim I don’t wanna be a rich.
Przypomniały mi się dzięki temu moje własne idee z młodości, między innymi
właśnie to, że nie chcę być bogata (nawet bym chyba nie zdołała). Nagrali tylko
jeden album o tej samej nazwie: I don't
wanna be a rich w roku 1978 roku. Niedługo rozpadli się, wokalista rozpoczął
karierę solową już się nie wydzierając. Pozostali członkowie również wybrali
bardziej popową ścieżkę tworząc zespół Bandolero, który wykonywał dosyć znany
hit francuski Paris Latino. Przy okazji gorąco polecam stronę internetową
poświęconą francuskiej muzyce punk nowej fali: http://www.francomix.com/article-French_Punk_New_Wave_1975_1985-39.html
Czołową postacią
francuskiej nowej fali jest Lizzy Mercier Descloux, która przyczyniła się
swoimi działaniami do rewolucji muzycznej we Francji, głównie pisarsko, ponieważ
współtworzyła czołowy francuski magazyn Rock News.
Na jej muzyczną
twórczość musiała mocno wpłynąć przeprowadzka do Nowego Jorku w roku 1978,
gdzie nawiązała wiele znajomości w świecie muzyki. To poskutkowało utworzeniem
projektu Rosa Yemen i nagraniem mini-albumu. W tym projekcie jej twórczość odznacza
się jeszcze znamieniem muzyki punk i psychodeli lat 60.
W późniejszych
solowych projektach Lizzy, zwraca się w kierunku funkowych i afrykańskich
brzmień, przez co jej muzyka przestaje być taka surowa. Artystka przez
większość swojego życia inspirowała się kulturą Afryki, często również
odwiedzała ten kontynent podczas tras koncertowych.
W późniejszych
latach życia porzuciła muzykowanie, zajęła się pisaniem poezji oraz malarstwem.
Zmarła w 2003 roku na Korsyce, po długiej walce z nowotworem.
Synth-wave to gatunek
nowej fali, na który bacznie powinni zwrócić uwagę wszyscy wielbiciele
współczesnej muzyki elektronicznej.
Przedstawiam Państwu Ruth, francuski zespół synth- wave. Zbyt
dużo o nim nie wiadomo. Nazwa przywodzi na myśl, chrześcijańskie zespoły rockowe,
a nie dzikość syntezatorów. Zespół ten począwszy od nazwy wywoływał u mnie
zaskoczenie. Jednak największe moje zdziwienie wzbudził fakt, że wydali oni tylko
jeden krążek: Polaroid-Roman-Photo i od roku 1985 panuje cisza w ich
biografii. Szkoda, ja mam niedosyt ich połamanych dźwięków. Może kiedyś łaskawy
czytelnik tego bloga, znający francuski oświeci mnie w szerszej historii tej
grupy. Jeżeli taki się znajdzie to zapraszam do kontaktu.
Przedstawiam również….. Mathématiques Modernes. Kolejna
synth – wave’owa perła. Edwidge Belmore symbol paryskiego stylu i ważna osoba
towarzyska lat 80 kochająca muzykę punk, plus Claude Arto syntezatorowy artysta.
To oni byli energią zespołu. Jedna płyta na koncie, a aż dwie kompilacje
koncertowe.
Jacno – muzyk z historią „łajzy”. Dlaczego? Przed wystartowaniem
solowej kariery stworzył jeden z pierwszych francuskich zespołów punkowych The Stinky Toys. Następnie wraz z wokalistką
utworzył popowy zespół Elli et Jacno, po
czym to dopiero nagrał albumy solowe, które brzmią bardzo synth-popowo.
Jego utwór Rectangle, został wykorzystany przez Gigi D’Agostino
to stworzenia wielkiego przeboju La Passion.
Ja zdecydowanie wolę wersję Jacno ;).
Taxi Girl – zespół, stylistyki New Romantic – czerwono,
czarne ubrania, mrok, smutek oraz minimalistyczne wykorzystanie syntezatora.
Wydali 5 mini albumów i jeden długogrający - Seppuku. Można przeczytać, że ich
twórczość jest energią muzyki The Stooges zmiksowaną z przyszłościowymi brzmieniami
zespołu Kraftwerk. Jak większość
francuskich zespołów nowej fali rozpadli się aby stworzyć osobne projekty.
Electric Callas – grupa z Lyonu. Kolejna z tych, o których
informacji jest tyle, co kot napłakał. Zwrócili moją uwagę dzięki utworowi: So
Chic. Tak nazywa się również ich pierwszy z dwóch albumów. Utwór ten w przeciwieństwie
do innych takich jak: Kill me two times, jest bardziej popowy niż punkowy, co
mnie akurat do nich przekonało.
Kolejna kobietka w świecie francuskiej nowej fali to: Nini
Raviolette.
Gdzieś przeczytałam, że prezentuje ona swoim głosem
przedziwny seksowny-minimalizm. Zgadzam się z tym bezsprzecznie. Nie potrzeba
wielu brzmień, aby zatracić się w muzyce. Prosty synth-pop z surowym wokalem –
czysta psychodela.
Na zakończenie podróży w czasie i przestrzeni proponuję
piękny męski wokal – zespół Orchestre Rouge, który reprezentuje odłam (jeżeli
można to tak nazwać) cold wave.
Wokalista obdarzony obłędnym głosem nazywa się Theo Hakola i przybył do Paryża z Ameryki.
Pisał społecznie zaangażowane teksty o mrocznym charakterze, który był
podkreślany przez jego emocjonalny
wokal. Oczywiście, jak to w świecie nowej fali, zespół długo nie potworzył. Rozpadli
się w roku 1984 po 6 latach wspólnej pracy, nagrywając dwa albumy.
Nowa Fala we Francji to nie tylko kino Godarda, ale również
wysyp przeróżnych grup muzycznych, które niestety przemijały tak szybko, jak
się pojawiały. Muzyka była wtedy bardzo intensywna, jak można się domyśleć praca
nad albumami również. To właśnie musiało powodować szybkie zmęczenie materiału
i konieczność ciągłej zmiany otoczenia muzycznego. Szkoda tylko, że zespoły francuskie
z tego okresu giną w natłoku współczesnych twórców, nie odkrywane przez nikogo
na nowo. Myślę, że warto czasami zagłębić się w ten okres, który
przyniósł ogromną rewolucję. Jej owoce możemy obecnie przesłuchiwać we współczesnej muzyce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz